sobota, 25 lutego 2012

Dancing in the moonlight

W pierwotnym zamyśle ten post powinien dotyczyć meczu Ligi Europejskiej na jakim miałam przyjemność być. Z racji tego, że chciałabym go opatrzyć zdjęciami robionymi czymś innym niż kalkulatorem czy parówką, poczekam na te w lepszej jakości. Tymczasem stwierdziłam, że pojawił się bardziej "palący" problem wart opisania. Niedawno na swoim koncie fejsbukowym zamieściłam album o nazwie "erasmus parties". Ot jak dla mnie - zwykłe zdjęcia z imprezy. Jak się okazało, nie dla wszystkich. Co jakiś czas otrzymujemy od znajomych wiadomości typu " No nieźle tam imprezujecie". Oliwy do ognia dodają także nasi towarzysze życia, którzy oczywiście nie czują się komfortowo, kiedy widzą jak ich dziewczyny bawią się z coraz to większą ilością nowo poznanych osób. Ja tu wyczuwam też nutkę zazdrości o cieplejszą bądź co bądź Grecję i znacznie większą dawkę luzu, ale csiiii.... :) Przez to dziwne zamieszanie wokół fotografii zajmę się opisaniem stylu imprezowania, jaki poznałyśmy przez nasz jak do tej pory dwutygodniowy pobyt.
Kopciuszku tylko nie wychodź przed północą !!!
To co kompletnie odróżnia zabawę w Polsce i kraju oliwek, to przede wszystkim pora. Wciąż nie mogę się nadziwić, że tu praktycznie nie ma sensu wychodzić na imprezę o 23:00. Wprawdzie oficjalnie imprezy zaczynają się mniej więcej o tej godzinie ( w Polsce pewnie byłaby to 21:00), ale w praktyce o tej porze zastaniecie pusty klub. Prawdziwe szaleństwo zaczyna się grubo po godzinie 2:00. Rozumie się samo przez się, że z powrotem w domu jesteśmy koło 6:00. Przed jednym z wyjść, powiedziałam naszemu współlokatorowi, że w Polsce o tej porze kończą się praktycznie tylko z wesela. Łatwo się domyślić, że przez to, że w wracamy o godzinach, kiedy ludzie otwierają piekarnie, my śpimy często- gęsto do 14:00. Już wiem po co na balkonach w każdym domu znajdują się żaluzje "antywłamaniowe". To tak naprawdę żaluzje "anty-słoneczne". Dlatego kiedy jedna z nas podciąga je po przebudzeniu, czujemy się jak wampiry, którym słońce wypala twarz. Jednak to jeszcze nic w porównaniu z po imprezowym dramatem jaki spotkał  nas pewnego pięknego poranka.
Ewakuacja !!!!!!
Wyobraźcie sobie ten moment kiedy jeszcze dobrze nie doszliście do siebie po nocnych wariacjach na parkiecie. Nie wiadomo czy czujecie wczorajsze piwo, czy już porannego kaca. Nagle słyszycie jakieś okrzyczy za oknem. W pokoju ciemno jak w nocy, nie macie pojęcia która godzina. Przypominam, że jesteśmy w demonizowanej Grecji ogarniętej kryzysem i anarchistami. Słyszycie jak ktoś wykrzykuje przez megafon jakieś kompletnie niezrozumiałe dla nas słowa, tonem przypominającym wygłoszenie Adolfa Hitlera. Zrywam się z łóżka na równe nogi, nic nie widzę, potykam się o kable. Spostrzegam jednym, otwartym okiem pół nieprzytomną- pół wystraszoną Agnieszkę. W popłochu podciągam żaluzję, wybiegam na balkon w obawie, że trzeba będzie podjąć ewakuację i
 co zastaję???!!!!!  Faceta jeżdżącego samochodem, który przez megafon oferuje ziemniaki, kwiatki czy inne dobrodziejstwa.
O Zeusie i wszyscy bogowie Olimpu - CO TO MA BYĆ ???!!! Jak się okazało, jest to bardzo częsty widok tutaj, teraz już całkiem przywykłyśmy i nie zwracamy na to uwagi.
One są jakieś inne
Myślę, że śmiało można powiedzieć, że ja i Aga mamy typowo polską urodę. Nie udałoby nam się nikogo oszukać, że jesteśmy Greczynkami, szczególnie ze względu na mój znienawidzony, jasny odcień skóry. Na dyskotekach miejscowi od razu wyczuwają, że jesteśmy przyjezdne. Chłopaki próbują więc swoich sił i czynią bezskuteczne zakusy. Generalnie nie skłamię chyba jak powiem, że Grecy są bardzo otwarci i sympatyczni. Poza tym... Dziewczyny-Polki drogie. Jeśli macie jakieś kompleksy, zapraszam do Grecji! Uda się je przyćmić w jeden wieczór. Można się tu poczuć wyjątkową i ładną. Łatwo się odróżnić od tłumu dziewczyn z czarnymi włosami i ciemną karnacją. W przeciwieństwie do Polski - tu moje kompleksy stają się atutem :). Czasem na erasmusowych imprezach zarówno tubylcy jak i przyjezdni potrafią być bardzo nachalni, ale też nie przesadzałabym. Wszystko zależy od dziewczyny na co sobie pozwala. Jeśli stawia sobie granice, łatwo może je utrzymać. Nie wierzcie plotkom o tym co dzieje się na studiach zagranicznych :)
Hey Mr. Dj!
W klubach muzyka taka jak u nas, czyli głównie hity ze Stanów, ewentualnie wybijające się europejskie piosenki pokroju "Ai Se Eu Te Pego". Z kolei jest coś co mnie w Grecji niezwykle urzeka. W każdej tawernie w jakiej byłam słychać tylko grecką muzykę. No miodzio po prostu! Tworzy to niesamowity klimat. Jeśli chodzi o imprezy domówki to niestety, ale nawet rozrywkowi Grecy mają granice swojej wytrzymałości. Wczoraj sąsiedzi Ani, Patrycji i Eweliny nie wytrzymali około 30-osobowej imprezy i wezwali policję. Nie pomogło nieudolne uciszanie siebie nawzajem. Sprytni policjanci świecący latarkami namierzyli głośnych erasmusów, spisali organizatora imprezy przez co byliśmy zmuszeni przenieść pożegnalne przyjęcie do klubu.
Na szczęście, już niedługo, kiedy zaczną się regularne zajęcia, maraton imprezowy trochę przystopuje i będzie można odetchnąć :)

sobota, 18 lutego 2012

Zjedz mnie!

Po tak wielkim obżarstwie i kluskowaniu się (jak twierdzi chłopak Agi :P ) z boku na bok, czas na opisanie greckiego jedzenia ! Nie zdążyłyśmy jeszcze stać się ekspertkami w dziedzinie tutejszych kulinariów, ale już pewne doświadczenia mamy za sobą. Pierwsze z czym miałyśmy kontakt to kawa. Cóż może być dziwnego w  kawie ?? W greckiej może... Do kawiarenki niedaleko Łuku Galeriusza zabrał nas Lampros drugiego dnia pobytu :). Czyż to nie przemiłe? Wybrał miejsce gdzie chętnie przychodzą studenci. Na wejściu każdy dostaje wodę za darmo ale uwaga- z kranu. Taka praktyka panuje chyba w każdym lokalu więc mam nadzieję, że mają dobrą wodę i nie narażamy się na złośliwe pałeczki paciorkowca czy innego bakcyla :). Lampros powiedział, że Grecy piją jedną kawę przez długi czas i spytał czy chcemy z cukrem. Pochopnie odpowiedziałyśmy, że tak, jasne. Okazało się, że tutejsza kawa to jakiś istny szatan! Wiedz, że coś się dzieje! W trakcie bardzo miłego spotkania dowiedziałyśmy się, że tu kawa dzieli się na: bez cukru, zwykła i z CUKREM. Tadaaam! O my biedne nieświadome. Cierpiałyśmy przez nią jeszcze przez dwa dni :P
 W Grecji popularnością cieszy się też kawa mrożona,ale wygląda ona całkiem inaczej niż w Polsce i raczej nie ma w niej mleka.

"Take me to the candy shop!"
Lampros zaprowadził nas do jego ulubionej cukierni gdzie namówił nas na typowe bałkańskie słodkości, zapakowane do uroczego pudełeczka. Te kulki w lewym górnym rogu przypominają małe pączki, ale nie są tak smaczne jak polskie tłustoczwartkowe pączusie. Są twardsze i bardziej tłuste. Do gustu nie przypadły nam też te, które wyglądają podobnie do gołąbków, a zrobione są z "nitek" i nasączone w podejrzanym syropie :P Słodkie tak, że bez wody nie da rady! Całkiem niezłe są te okrągłe ciasteczka z kroplą czekolady, jednak zwyciężyły ciastka, które prawdopodobnie nazywają się "baklava". Zrobione są z ciasta przypominającego nieco ciasto francuskie przełożone orzechami i migdałami z ( jak mniemam ) miodowym syropem.

 Nasze serca jednak zdobyły desery serwowane w uroczej cukierni niedaleko  mieszkania. Można wybierać pośród wieeelu smaków kremów podawanych w przezroczystych pojemnikach, lub ceramicznych miseczkach. Zazwyczaj wyglądają tak ładnie, że aż żal zatapiać w  nich łyżeczkę i niszczyć cieszące oko kompozycje. Do tej pory spróbowałyśmy czterech rodzajów, ale za punkt honoru ( i podnoszenia wagi :P) postawiłyśmy sobie spróbować wszystkie!
Mięso, mięso, mięso!
Dlaczego ci Grecy spożywają tyle mięsa ? Jeszcze znajdę odpowiedź na to pytanie, a tymczasem- następna potrawa to ta, którą najbardziej czekałam. Chodzi o stanowiącą kwintesencję "greckości" o musakę. Niestety podejście numer jeden okazało się raczej niewypałem niż celnym strzałem w moje podniebienie. Musaka to zapiekanka z bakłażanów mięsa mielonego przykryta sosem z mleka i jajek, chociaż ja miałam wrażenie, że czułam tam ser. W każdym razie w wersji, na którą my się natknęłyśmy zabrakło  PRZYPRAW!! Nie chcę skazywać tego dania na potępienie, może po prostu miałyśmy pecha, więc podejrzewam, że dam mu jeszcze szansę- tym razem  w innym lokalu :)
Prawie zapomniałabym o niesamowitej greckiej kolacji jaka miała miejsce w tawernie z okazji pożegnania Monici z Rumunii. Miejsce odrobinkę trąciło lamusem, ale to właśnie był jego urok. Jako pierwsze na stół podano przystawki w formie greckiej sałatki, liści winogron. Następnie bakłażany w cieście podawane z czymś co przypominało biały serek, oprócz tego zapiekane ziemniaczki i pieczywo. Jako główne danie wjechały szaszłyki, a właściwie souvlaki i inne niezidentyfikowane przez ze mnie grillowane mięsko. Po tym wznieśliśmy toast przezroczystym alkoholem ( każdy myślał, że to ouzo), a ja wielce inteligentnie stwierdziłam " It smells like a forest!". Nie myliłam się - w rzeczywistości był to alkohol zrobiony z żywicy. Ciężko znaleźć o nim informacje, ale nazywa się prawdopodobnie Mastica ( dla chętnych mogę dopytać Greków :) ). Co ciekawe tubylcy i pozostali będący na imprezie nie byli zadowoleni z jej wypicia. Nie wiem dlaczego my z Agą  zgodnie stwierdziłyśmy, że jak na tak wysokoprocentowy alkohol, jest całkiem smaczna i lepsza od wódki.
Dzisiaj miałyśmy okazję spróbować gyros w chlebku pita z frytkami i sosem tzatziki. No nie powiem, nie powiem-całkiem nieźle smakowało. Trochę zdziwiłyśmy się, kiedy pan zapytał nas czy na pewno chcemy ze wszystkimi dodatkami. Jak się potem dowiedziałam sprzedawcy niemal zawsze pytają "Apo ola?", czyli czy ze wszystkimi, standardowymi składnikami porcji? Można wtedy czegoś odmówić, tylko nie wiem po co skoro wszystko co się tam znajduje tworzy pyszną całość.
Obsługa
Wciąż nie możemy z Agnieszką z podziwu nad sympatyczną obsługą w Greckich barach, kawiarniach i sklepach. Nie są to jednostkowe przypadki. Wszędzie ludzie są niezwykle uśmiechnięci i pomocni, jeśli tylko potrafią starają się mówić po angielsku, często zagadują skąd jesteśmy i czy studiujemy tu. Pewnie zaraz podniosą się głosy, że jesteśmy obcokrajowcami i ci ludzie chcą na nas zarobić. No dobra coś w tym jest, ale obie miałyśmy już do czynienia ze sprzedawcami z różnych krajów i w wielu miejscach ta kwestia pozostawiała wiele do życzenia. Tutaj nie stresujemy się, aż tak bardzo mimo, że niemal wszystko w kartach jest napisane po grecku. Zawsze trafi się pan, który wytłumaczy, a nawet zaniesie do stolika mimo, że bar jest samoobsługowy :P Dobra to akurat chyba zasługa naszej egzotycznej tu urody. Konsumpcję może niestety zakłócić ( jak to miało miejsce dzisiaj) pewien jegomość o zakazanej twarzy, który tak się we mnie wpatrywał jakby zobaczył co najmniej przybysza z inne planety. Gdybym się nie obróciła do niego plecami pewnie całe jedzenie stanęłoby mi w gardle. Kwestia nietuzinkowego wyglądu oczywiście będzie poruszana w kolejnych postach, bo jest o czym pisać :)

piątek, 17 lutego 2012

Najtrudniejszy pierwszy krok!

Dużo tych pierwszych razów jak na tak krótki czas :) Pierwszy raz w Berlinie ( no ok na jego przedmieściach), pierwszy lot samolotem i przede wszystkim pierwszy raz w Grecji. Dlaczego ktoś w ogóle nieobeznany z kulturą tego kraju wziął się za pisanie o niej bloga? Może właśnie dlatego, że nie mam żadnych uprzedzeń i z czystą kartą zaczynam przygodę z najbardziej kontrowersyjnym państwem europejskim ostatnich miesięcy. Ale powoli najpierw lot.

 "Fly me to the moon"
Nie było łatwo się wyluzować kiedy Agnieszka rzucała żarcikami o katastrofach i terrorystach :) Nie mniej jednak biało pomarańczowy samolocik linii easyJet okazał się bardzo przyjazny, a pilot jak mniemam wykwalifikowany skoro nawet nie poczułam kiedy maszyna dotknęła kołami ziemi. Już nie mogę doczekać się następnej podróży samolotem mimo, że raczej nigdy nie byłam fanką lunaparków i tego typu atrakcji (pewnego razu trzeba było zatrzymać diabelski młyn w wesołym miasteczku z powodu mojej paniki :P). Myślałam, że nie odkleję swojej rozdziawionej buzi od szyby, kiedy zobaczyłam greckie wybrzeże i śliczne domki z basenami. Z radością wysiadłam z samolotu z energią by poznawać całkiem nowy dla mnie kraj. Na lotnisku miał czekać na nas Lampros- właściciel mieszkania, które wynajmujemy. Jak zapowiedział tak zrobił.

Mieszkanie w Salonikach
Jak tu znaleźć swój kąt w obcym kraju będąc jeszcze w Polsce? No wiadomo- przez internet. Ale jak to? Tak zaufać obcym?  Komuś z forum na którym widać tylko nick i nic więcej? Na szczęście mamy Facebooka ! :P Na grupie ERASMUS THESSALONIKI 2011-2012 znalazłyśmy kogoś kto zamieszcza całkiem sporo ogłoszeń o wynajmie. Dostałyśmy zdjęcia i opisane koszty mieszkania. Wymieniłam niebotyczną ilość maili z właścicielem. W późniejszym czasie nie dotyczyły one już wcale stancji, a samej Grecji i Erasmusa. Ale do rzeczy. Ok widzę jego zdjęcia ( duuużą ilość więc jest to pewnym gwarantem, że to nie fake) w tym jedno z wojska z naszytym imieniem i nazwiskiem. Poza tym grupa facebookowa liczy sobie wielu członków i nikt nie narzekał na Lamprosa, więc stwierdziłyśmy, że może nie jest oszustem i po dostaniu porozumienia mailem, wysłałyśmy mu połowę zaliczki na konto. No cóż mimo tego, że jesteśmy podejrzliwymi Polkami - musiałyśmy mu zaufać :). Lampros okazał się bardzo sympatyczny. Pomógł nam wspólnie ze swoim tatą ( dzięki, któremu miałam po raz pierwszy kontakt z językiem greckim) zająć się walizkami i odwiózł pod sam dom. Pokazał wszystko w związku z mieszkaniem. Co prawda okazało się, że w kuchni i łazience panują warunki niemalże arktyczne, nie ma czajnika i trzeba grzać wodę do kąpieli ( w związku z tym czynsz wydaje mi się być trochę wygórowany) to i tak jestem zadowolona. Przez pierwszy miesiąc ( abo dłużej... who knows...) mieszka z nami Florian student z Niemiec, więc koczujemy z Agą w jednym pokoju (swoją drogą ciekawe kiedy będzie miała mnie dość :P). Tak naprawdę to całe szczęście, że chłopak z nami jest - pomógł nam wdrożyć się w uniwersytet i komunikację miejską (do centrum mamy jakieś 15 minut autobusem). Kiedyś myślałam, że jestem względnie "ogarniętym" człowiekiem. Myliłam się ... greckie literki zaburzyły moją orientację w terenie. Hahaha... ale o tym będę pisać w osobnym poście, ponieważ ciężko zamknąć ten temat w 2-3 zdaniach. 
Zapraszam do zaprzyjaźnienia się z moim blogiem i częstych odwiedzin. 

 Γεια σας! (Jassas)